Podziel się wrażeniami!
Rzecz będzie zatem o zdjęciach. Temat bliski temu forum. Wszak zaglądający do działu o aparatach fotograficznych uczestnicy forum to na ogół maniacy fotografowania. I chwała im za to. A, że liczne to grono, wystarczy spojrzeć na liczbę przy rozdziale Galeria zdjęć.
Mam nadzieję, że to, co poniżej napisałem, albo pozwoli poznać czytelnikowi, choćby dla celów porównawczych, jak to robią inni fotoamatorzy, albo podsunie jakąś sugestię, jak zaaranżować coś u siebie. Uwaga! Nie mam ambicji bycia ekspertem! Jestem w końcu nowicjuszem. Ale do rzeczy.
Rzadko kiedy, w kwestiach software’owych coś mnie denerwuje bardziej niż to, gdy jakiś użytkowy program komputerowy usiłuje mi narzucać swój sposób na zarządzanie moimi zasobami. Takie omijam, albo częściowo neutralizuję. Podobnie jak te, które są zbyt mało elastyczne w stosunku do moich potrzeb. Bo to ja jestem gospodarzem na tym terenie. Lubię zatem programy posłuszne moim zachciankom. Te moje sto tysięcy zdjęć, które po latach zgromadziłem, to jak rodzina. Każde z nich musi mieć swoje niepowtarzalne imię, mieszkać w swoim miejscu, każdemu muszę zapewnić należyte potraktowanie, aby miało dobrą prezencję i wygodne wyjście na scenę. Żart? Trochę tak, a trochę nie.
Zacznę od początku.
A na początku był aparat, potem wyjście na sesję, a potem powrót do domu. Gdy już wyjmę kartę pamięci z aparatu i wcisnę ją w gardło gniazda kart SD, w komputerze zaczyna się misterium: Ctrl+A > Ctrl+V, lub jakoś podobnie. Owe, wspomniane wyżej, wyjście na scenę, to przeglądarka do zdjęć. Ona idzie na pierwszy ogień. Jednym ruchem odsłaniam całą zawartość przeniesioną z karty na dysk i oczom moim ukazuje się mnóstwo miniaturek. To moje nowe zdjęcia. Enter na pierwszym z nich i oto ukazuje się ono w trybie pełnoekranowym. Oceniam jakość i decyzja: DEL, albo ruch kółka myszy: następny proszę! Te, które pozostaną, przejdą do następnego etapu: do salonu piękności. Gdy wrócą, ale oczywiście piękniejsze, ponownie przeglądarka bierze je w swoje objęcia. Każdemu nowemu członkowi mojego Albumu nadaję imię i umieszczam tam, gdzie najlepiej pasuje. Ot i cała tajemnica? Nie do końca. Bo nie powiedziałem jeszcze o tym, co, z czym się je.
Wyjście na scenę, czyli przeglądarka do zdjęć.
Miałem ich przed laty kilka. Bardzo krótko gościły u mnie takie jak Irfan, Xnview, Picasa (ta ostatnia była wyjątkowo krnąbrna, stale coś indeksowała) i coś tam jeszcze miałem, ale zapomniałem. Wreszcie na dłużej zamieszkała w komputerze przeglądarka znana wielu pod imieniem ACDSee. Jej 5-ta, pełna wersja była udostępniona przed laty czytelnikom czasopisma PCWK wraz z kodami instalacyjnymi. Ta, po tamtych, okazała się strzałem w dziesiątkę. Modyfikowalny interfejs, lekka w obsłudze, tryb pełnoekranowy, tryb slide show, intuicyjna nawigacja. Ale po kilku latach zaczęła strasznie mulić. I nie mogłem ustalić, dlaczego. Otwierała się czasem minutę i dłużej. I w ogóle zaczęła się zachowywać, jakby jej ktoś kazał maszerować ostro pod górę z dodatkowym obciążeniem. Zacząłem szukać czegoś nowego. Kandydatów początkowo jednak nie było, nie licząc tych, których już miałem wcześniej. I wtedy całkiem przypadkiem odkryłem FastStone Image Viewer. Przeglądarka ta była (i nadal jest) darmowa (oczywiście mile widziana jest donacja, ale obowiązkowa nie jest). Interfejs po polsku. Modyfikowalny układ pól. I w ogóle niesamowicie przypominała wyglądem ACDSee. Tak samo jak ACDSee miała tryb pełnoekranowy i tryb slide show. Na dodatek z możliwością wstawienia dowolnego podkładu dźwiękowego/ muzycznego. Wbudowany kreator pokazu umożliwia stworzenie pliku exe zawierającego wskazany zestaw zdjęć, wzbogacając pokaz ponad stu pięćdziesięcioma rodzajami przejść pomiędzy zdjęciami. Można dodać tło muzyczne. I taki pokaz można potem komuś uruchomić na jego komputerze całkiem bez instalacji programu. Świetną rzeczą jest możliwość masowej zmiany nazw. Aparaty fotograficzne mają zawsze jakieś swoje systemy numerowania plików zdjęciowych, ale do moich potrzeb przechowywania w Albumie numery te w ogóle się nie nadają. Ja wymyśliłem sobie swój własny system kodowy, w którym zawarta jest i numeracja kolejna, i pewien element lokalizacji w zasobach. Dzięki właściwości programu zamiana numerów (z tych z aparatu) na moje, to sprawa kilku sekund. Nawet, jeśli zmieniam kilkaset nazw plików na raz.
Ale to, co zostawiłem na koniec opisu, to było coś, co zaskoczyło mnie wtedy najbardziej. To dość zaawansowany edytor korekcyjny. No, tego mi było potrzeba! A edytor naprawdę jest porządny. Umiem to docenić, bo przez lata do korekt i innych kombinacji służył mi program Picture Publisher 7 (jako dodatek do skanera), który jawił mi się wręcz jako pół profesjonalny, ot taki może nieco biedniejszy krewny Photoshopa, ale możliwości miał ogromne. Niestety nie mogłem się z nim przenieść na Win7x64. Ale dziś już nie żałuję. To, co umie edytor z FastStone IV, spełniało może nawet z 90% tego, co uzyskiwałem w PP-7. Dodam, że edytor z FastStone ma bardzo ciekawie osadzone narzędzia korekcyjne. Są one oczywiście i w menu u góry ekranu, ale poukrywane zostały wygodnie dla użytkownika także w lewej i dolnej krawędzi ekranu i wysuwają się na życzenie (najazd kursorem na krawędź). Krawędź prawa i górne mają także swoje przeznaczenie. Działa to tak, jakby ekran monitora był znacznie większy niż jest. Rzeczą ważną dla posiadaczy cyfrówek z zapisem RAW jest fakt, że przeglądarka umożliwia przeglądanie zdjęć zapisanych w trybie RAW. I to zdjęć od wielu producentów. Wygodną opcją jest możliwość otworzenia jednym klawiszem wybranego zdjęcia w dodatkowym edytorze zewnętrznym.
Chwilę poświęcę produktowi, jaki otrzymują przy zakupie chyba wszyscy użytkownicy aparatów Sony. Rzecz o PlayMemories Home. Jest to projekt, które głównym zamierzeniem, jak myślę, jest być centrum zarządzania multimediami rodem z aparatów cyfrowych Sony. Ok. Jest bardzo dobry, ale moje preferencje i przyzwyczajenia do pełnej swobody nie widzą w nim tego, co odnajduję w obszarze przeglądania i zarządzania materiałami fotograficznymi w FastStone Image Viewer. PMH z uwagi na wbudowane kodeki jest najlepszym softem do filmów AVCHD, jaki znam i chętnie z niego korzystam, ale to temat na inną bajkę. Widać, że jest to oprogramowanie rozwijane, więc być może jego twórcy, w module przeglądania zdjęć, nawiążą w przyszłości do klasyka w kategorii przeglądarek, jakim jest dla mnie ACDSee. Generalnie widziałbym sens rozwoju w kierunku ograniczania automatyzacji procesów zarządzania i ich maksymalnego ulelastyczniania. Zarówno ACDSee, jak FSIV i inne typowe przeglądarki są w zasadzie nakładkami na eksplorator Windows z preferencjami dla materiałów graficznych i pozostawiają całkowitą swobodę użytkownikowi na urządzania wnętrza. Natomiast PMH zarządza wszystkimi swoimi materiałami (import z aparatu lub karty) całkiem po swojemu, a strukturę obsługiwanych katalogów trzeba modyfikować w ustawieniach. A jak program zbyt dużo robi za mnie i nie tak, jak lubię, to ja mam zamiar się z nim trochę pokłócić. [ 😉 ] A tak w ogóle, to przecież każdy ma jakieś swoje spojrzenie na te sprawy, swoje subiektywne zdanie - i to, co mnie wydaje się oczywiste, może umieścić mnie całkiem z boku głównego nurtu. Inni mają pełne prawo myśleć całkiem inaczej i ze mną się nie zgodzić.
Salon piękności, czyli obróbka cyfrowa.
O tym już trochę wspomniałem przed chwilą, przy okazji opisu FastStone Image Viewer. Kluczowe narzędzia edytora to, moim zdaniem, trzypoziomowe tonalne korekty ekspozycji (światła, tony średnie, cienie), trzy poziomowe korekty kolorystyczne, precyzyjny obrót skrzywień, klonowanie, usuwanie czerwonych oczu, kadrowanie z zastosowaniem różnych proporcji i ustawień, zmiana rozmiaru obrazu, możliwość dodania napisów, ramek, kółek, itd., wyostrzenie, rozmycie, redukcja szumów (ale słaba), zamiana na skalę szarości, sepię, negatyw, itd., różne dodatkowe filtry, konwersja na inne formaty graficzne. Wszystkiego nie będę wyliczać. Wspomnę już tylko jednym zdaniem, że w początkach, czyli ok. dwadzieścia lat temu i nieco potem, próbowałem kilku darmowych edytorów do zdjęć, ale nie zachwyciły mnie, więc się z nimi rozstałem, a na kilka lat zajął ich miejsce wspomniany wyżej Picture Publisher.
Jednak moim sztandarowym obecnie programem do korekt fotografii jest RawTherapee. Został on zaprojektowany, jak się domyślam, głównie do wywoływania RAW-ów, ale z powodzeniem można go używać do korekt plików w JPG, choć JPG-i mają tu swoje pewne ograniczenia. RT to kombajn przy edytorze z FastStone IV. Program jest też darmowy, da się ustawić w języku polskim. Na You Tube można znaleźć wsparcie, z czego najbardziej polecam poradniki autorstwa pana Jacka Plewy. To świetna pomoc dla początkujących, nieco zagubionych w gąszczu opcji, ustawień i suwadełek. Wspomnę jeszcze, że jedną z pożytecznych cech RT jest to, że, jak już działamy na JPG-ach, to aplikacja zachowuje bez zmian plik źródłowy, a po korektach zapisuje we wskazanej lokalizacji całkiem nowy, co zabezpiecza nas przed nieodwracalnością błędnych, bądź przesadzonych działań.
Ogólnie rzecz biorąc korzystam z obu edytorów. Czasem zakres korekty w JPG-u jest tak niewielki, że wystarczy ruszyć jakiś suwak w edytorze FastStone. Gdy robota jest poważniejsza, albo na RAW-ach, w ruch idzie RT. Jakichś żelaznych reguł nie mam.
Różne opowieści o powolnym działaniu RT wymagają komentarza. Nie byłoby dobrze, gdyby kwestie niedopowiedziane miały zaważyć na wyborze softu. Na pewno program ma wymagania tak systemowe, jaki sprzętowe. Optymalnie pracuje się na 64 bitowych systemach operacyjnych i posiadając dużo RAM-u. Dobrze mieć 8 GB lub więcej. RT jest w wersji na Windows i Linuksa(!). Stare komputery z WinXP (32 bit), z mniej wydajnym procesorem, gdzie RAM nie sięga nawet 4 GB, mają gorsze perspektywy funkcjonowania z RT, choć producent programu przygotowuje od lat wersje i dla nich, z określonymi jednak zastrzeżeniami. RawTherapee uważam za świetny edytor, jest nadal rozwijany (nowa wersja wychodzi czasem nawet co kilka tygodni), a autorzy aktualizują go pod względem kompatybilności z nowymi aparatami. I pamiętajmy, że jest jednak darmowy. A na uwagi, że wolno pracuje, mam sposób. Już o tym pisałem w innym miejscu forum. Otóż w trakcie pracy w programie można sobie zaoszczędzić sporo czasu przy operacjach zapisywania plików na dysk, co szczególnie ważne jest przy większych ich ilościach, korzystając z opcji obróbki wsadowej (kolejkowej). Czas samej obróbki zdjęć, czyli wszystkich korekt, będzie zależny tylko od tego, jak wiele czynności korekcyjnych będziemy musieli wykonać i od naszej wprawy. A tych rzeczy nie załatwi nam nawet najszybszy komputer. Jest kilka kruczków przyśpieszających znacznie cały proces ręcznej obróbki korekcyjnej, które odkryłem sam szperając po opcjach. Kryją się one często w menu kontekstowym wielu ikon narzędziowych. Uruchomienie zapisu całego bagażu obrobionych zdjęć ustawionych w kolejce, to tylko jedno klikniecie, po którym mamy przerwę na kawę, lub herbatę, lub rozprostowanie kości po dłuższym siedzeniu, mogącą trwać różnie: kilka minut, kilkanaście lub więcej. I tylko ten moment jest zależny od sprawności naszego komputera. Jeśli zdjęć mieliśmy dziesiątki, to jest to rozsądna alternatywa dla dziesiątków kliknięć i odczekiwania na wczytywanie się kilkudziesięciu procesów.
W mojej amatorskiej praktyce, z byle spaceru do parku przynoszę, nie raz, nawet ponad setkę zdjęć. Z wycieczek jednodniowych są ich setki. Z wakacji przywożę czasem kilka tysięcy. Do tego dochodzą czasem zdjęcia mojej małżonki. Warsztat pracy mam tak zorganizowany, aby te ogromne ilości zdjęć nie były niechcianym ciężarem, a przyjemnością. Ale przede wszystkim dbam o to, aby komputer pracował, jak dobrze naoliwiony mechanizm. Już jakiś czas temu zauważyłem, że RT jakoś dziwnie długo zamyka się, nawet pół minuty. Początkowo myślałem, że się komputer zawiesza, ale nie. Niby nic, ale… Pamiętałem, że kilka lat wcześniej zamykał się natychmiast po kliknięciu. Zacząłem więc szperać po folderach RT na dysku C - i oto w folderze Cache, a konkretnie w jego czterech pod-folderach, znalazłem ogromne ilości plików, które program tam gromadził w związku z obróbką moich zdjęć. Po przeanalizowaniu tych plików uznałem, że dotyczą one zdjęć, które obrabiałem nie tylko tego dnia, ale i dawniej, nawet rok wcześniej. W plikach tych program zapisywał zapewne ustawienia, z jakimi obrabiałem każde zdjęcie i gromadził to wszystko, chyba tak na wszelki wypadek, gdybym chciał wrócić kiedyś do ich obróbki. Może to i dobra funkcja programu, ale w moim przypadku zupełnie zbędna. Po co mi informacje o jakichś 20 tysiącach dawnych plików? Usunąłem to wszystko z tych folderów, uwalniając tym samym chyba z parę GB miejsca na dysku, ale najważniejsze, że po tym zabiegu RT zamyka się znowu jak dawniej, w mgnieniu oka. Uff…
Mar_Jan świetny materiał!
Pozdrawiamy, zespół Sony.