Podziel się wrażeniami!
Abu Simbel, południowy Egipt. Miejsce uznane podobno za jedno z najbardziej gorących miejsc na Ziemi. Gdy przed laty podróżowałem po Egipcie, nie mogłem sobie odmówić, aby tam się udać. Ale to nie klimat mnie zainspirował do wyprawy, a świadek wielkiej historii Egiptu: kompleks świątynny, który powstał za czasów XIX dynastii, w XIII w p.n.e (czyli mniej, więcej, w czasach Mojżesza).
Wyruszaliśmy z Asuanu. Wstawaliśmy mocno przed świtem, co w Egipcie oznaczało, że noc jeszcze się dobrze miała. Już podczas jazdy, przez szybę okna autokaru, uchwyciłem obiektywem tarczę Atona. Pył pustynny sprawił, że Aton nie raził nas jeszcze swoim światłem. Z Asuanu mieliśmy przed sobą dwieście kilkadziesiąt kilometrów pustyni.
Zrobiło się wreszcie całkiem jasno, a autokar toczył się na południe szosą lekko wijącą się pośród pustyni. I jedyne, co zawsze gdzieś towarzyszyło nam przy szosach, to sieci elektryczne rozpięte na słupach, biegnące w różne strony. Poza tym skały i piasek. Gdzieś po drodze miniemy Zwrotnik Raka.
Za oknami autokaru tylko pustynia. Trzy godziny pustynnych krajobrazów, zanim dobijemy do celu.
Wreszcie drogowskaz kierujący nas do Abu Simbel (Abu Sombel). Wadi Halfa, kawałek dalej na południowy wschód, to już Sudan. My skręcamy w lewo. Nie przyszło mi wtedy do głowy, aby zapytać, ale potem uświadomiłem sobie, że ten podwójny drogowskaz na Abu Simbel i Wadi Halfa pamiętał chyba jeszcze czasy sprzed budowy Wielkiej Tamy. I tak pozostał przez dziesiątki lat chyba tylko dlatego, że aktualność zachowała jego dolna część, wskazująca drogę na wschód do Abu Simbel, ku lewemu brzegowi Nilu. A trzeba pamiętać, że Wadi Halfa znajdowało się przecież na prawym brzegu Nilu, a obecnie zalewu, a po powstaniu Jeziora Nassera żadna szosa już do niego od zachodu nie prowadziła.
Abu Simbel. Parking przy kompleksie świątynnym. Wyszliśmy z klimatyzowanego autokaru. Na szczęście lekki wiatr łagodził skutki upału. Jednak kilka godzin jazdy w klimatyzowanym pojeździe sprawiło, że wypite napoje, zamiast wyparować przez skórę, zmuszały do skorzystania z miejscowej toalety. Jeden egipski funt ubył mi z kieszeni. Jednofuntowych monet na ten cel miałem znacznie więcej, bo początkowo nie wiedziałem, jakie skutki przynosi na Saharze drastycznie niska wilgotność powietrza. Szybko więc się okazało, że saharyjski suchy upał, trwający od wschodu do zachodu słońca, oszczędził mi tych wydatków, choć podczas pieszych wędrówek piło się kilka półtora litrowych butelek wody dziennie. Na naszych koszulkach nie było jednak nawet śladu potu, bo woda parowała z naszej skóry szybciej, niż można było ją na niej ujrzeć.
Na parkingu autokarowym prawie pusto. Kilka już stojących autokarów wygląda podobnie, jak nasz. Jak go potem odróżnić od innych, bo zapewne będą i następne? Na wszelki wypadek sfotografowałem tablicę rejestracyjną naszego. Przy okazji zauważcie jak wyglądają cyfry umieszczone na tablicy. Te po lewej stronie to nasze cyfry „arabskie”, a te po prawej to obecne cyfry używane przez Arabów. Historycznie rzecz biorąc było tak, że najpierw, skutkiem podbojów Indii w VII wieku, Arabowie zaadaptowali cyfry indyjskie z sanskrytu na potrzeby swojego pisma, a potem te same cyfry indyjskie przejęte od Arabów przez Europejczyków, ci drudzy zaadaptowali na potrzeby pisma łacińskiego. Ewolucja, jaką przeszły oba systemy cyfr, uwidacznia, jak bardzo się one dziś między sobą różnią, z tym, że bliższe pierwowzoru są dzisiejsze cyfry używane przez Arabów.
Ale wracamy do opowieści o Abu Simbel.
Okrążamy wyrosły przed nami ogromny masyw skalny. Przed nami widok na Jezioro Nassera, które w latach 60-tych XX wieku powstało skutkiem budowy Wielkiej Tamy Asuańskiej na Nilu.
Wraz z podniesieniem się wód Nilu, skutkiem powstania tamy, zalaniu miały ulec ogromne obszary Nubii, na których znajdowało się wiele zabytków z czasów faraonów. Świat ruszył na ratunek, aby zapobiec tragedii utraty najważniejszych z nich. Decyzja o przeniesieniu objęła 24 najważniejsze obiekty. Inne, mniej ważne, zostały potem niestety zalane i być może już dziś nawet nie istnieją, ponieważ (jak nam powiedziano) skały, z których je wybudowano, po dłuższym przebywaniu w wodzie mają tendencję do rozpadania się. Zanim wody jeziora zatopiły kawał kraju, przeniesiono na nowe, wyższe miejsce, m.in. wybudowany za czasów panowania Ramzesa II - wykuty w ogromnym masywie skalnym, kompleks świątynny w Abu Simbel. Świątynie posadowiono na wzgórzu mającym po zalaniu zostać wyspą, którą połączono z lądem sztuczną groblą. Większa świątynia (na zdjęciu poniżej, to ta dalsza) poświęcona była bogom Amonowi-Re i Re-Horachte. Mniejsza świątynia (bliżej) została poświęcona bogini Hathor oraz żonie Ramzesa II, Nefertari.
Aby przenieść świątynie, masyw skalny precyzyjnie pocięto na „małe” bloki, które później, jeden po drugim, przewożono do nowej lokalizacji i tam poskładano w całość, jak wielkiego puzzla 3D. Zachowano orientację w stosunku do stron świata oraz usytuowanie oderwanych od masywu przed wiekami kawałków rzeźb. W ten sposób głowa Ramzesa II oraz fragment jego korpusu leżą znowu tak, jak dawniej. Na fotografii widać front świątyni z ogromnymi czterema posągami siedzącego faraona, przedstawionego w jego czterech okresach życia.
Ponieważ fotografowanie we wnętrzu świątyni było zakazane, musiałem wykonać manewr polegający na tym, że stojąc w progu zagłębiłem zooma w ciemną czeluść. Teoretycznie stałem na zewnątrz, choć faktycznie aparat był już wewnątrz, ale formalnie policja turystyczna nie miała się o co przyczepić. Gdy jaskrawe światło słoneczne zniknęło z obszaru pomiaru ekspozycji, owa czarna czeluść ujawniła swoje szczegóły tak, jakbym poświecił sobie lampą.
To samo uczyniłem, chcąc mieć jakikolwiek obraz wnętrza, tak po lewej stronie,
jak i po prawej stronie, od wejścia.
Z pietyzmem przeniesiono wszystkie rzeźby i hieroglify.
Widoczna jest tu maniera, która towarzyszy wielu posągom faraonów. Polegała na tym, że, aby wykazać wielkość majestatu faraona, postacie innych osób są ukazane, jako nieproporcjonalnie małe w stosunku do władcy.
Widoczne w kilku miejscach kartusze zawierają imiona faraona.
Liczne posągi Horusa dowodzą jak wielką czcią był otaczany.
Nad głównym wejściem do świątyni zachowały się miejsca widocznych spojeń, pierwotnie pociętych fragmentów masywu.
Świątynia Hathor. Tu też widać (nad posągami) ślady spojeń składanych bloków.
Posągi pary królewskiej po lewej stronie od wejścia,
i po prawej stronie.
Na sześć posągów zdobiących front świątyni, cztery przedstawiają Ramzesa II, a dwa jego żonę. Wyraźne, widoczne w tym miejscu, odejście od zasady dominacji wielkości posągów faraona nad posągami jego żony - tłumaczone jest wielkim szacunkiem, jaki żywił faraon do swej małżonki.
Półtorej godziny w Abu Simbel i wracamy do Asuanu. I jeszcze jeden rzut oka na Jezioro Nassera.
Palące promienie słońca na Saharze, mimo, że nie było jeszcze południa, wywołały fatamorganę. Miraż w widoczny sposób sfałszował obraz odległych miejsc, imitując jakby odbicie światła od niedalekiego jeziora, które w rzeczywistości przecież nie było.
Ale dla mnie było ważne, że mogłem, choć z okien autokaru, zjawisko to sfotografować.
Post scriptum
I
Z opowiadania pilota wycieczki zapamiętałem, że przed dziesiątkami lat dokonano niebywałej rzeczy, demontując, a następnie składając w całość – wielki pomnik historii: Świątynie w Abu Simbel. Użyto do tego przodujących technologii drugiej połowy XX wieku. Realizowały to najtęższe głowy inżynierskie świata. A mimo to nie umiano sobie poradzić z rzeczą, która starożytnym architektom wyszła, mimo że nie dysponowali takim potencjałem, jak współcześni nam naukowcy. Starożytni wykonali bowiem w konstrukcji świątyni kanał, który w ciągu roku, w okresie równonocy, miał pozwalać oświetlić określony punkt w środku świątyni. Było to narzędzie starożytnej astronomii do określania pór roku. Okazało się, że mimo ogromnego zaangażowania sił i środków w drugiej połowie dwudziestego wieku, składając kawałki świątyni, odtworzono geometrię wspomnianego kanału z błędem, ponieważ oczekiwane światło ukazuje się z jednodniowym przesunięciem. Starożytni górą! Ale nie warto się czepiać takiego drobiazgu, bo najważniejsze, że pomnik historii został uratowany. Ale to była akurat druga strona medalu. A pierwsza?
II
Ta pierwsza strona medalu to Wielka Tama Asuańska. Miała rozwiązać w Egipcie problemy powodzi i suszy, i w ogóle rolnictwa. Pomagały w jej wznoszeniu władze państwa radzieckiego, chcące umocnić swoje interesy w tym strategicznym punkcie świata, w którym swoje cele polityczne realizowały także inne mocarstwa. Mimo, że im się to nie udało tak, jak sobie zaplanowali, to jezioro zalewowe powstało i zapoczątkowało gigantyczny kryzys ekologiczny w tej części Afryki. Namuły płynące z obszaru Nilu Niebieskiego i Białego, które przez tysiąclecia były skarbem dla rolnictwa Egiptu, zostały w Jeziorze Nassera zatrzymane. Od tego czasu rolnictwo egipskie w rejonie dolnego Nilu zostało zmuszone stosować nawozy sztuczne degradując środowisko. Obecnie naukowcy szacują, że być może za kilkadziesiąt lat Jezioro Nassera zamieni się w bagnisty teren, skutkiem nieustającego napływu namułów niemających jak przedostać się przez tamę. Wschodni rejon Morza Śródziemnego, nieustannie od tamtej pory, staje się coraz bardziej zasolony, a degradacji ulega delta Nilu, jako, że dociera tu mniejsza ilość wody słodkiej. Nie uwzględniono bowiem całego parowania wody z Jeziora Nassera, którego długość wynosi ponad 500km.
Potencjalne zagrożenie wojenne czyni Egipt zakładnikiem szantażu. W razie katastrofy samej tamy, której wysokość wynosi 111 m, śmiercią są zagrożone dziesiątki milionów Egipcjan wzdłuż Nilu, od Asuanu do Aleksandrii. Zburzenie tamy spowodowałoby zalanie liczącej tysiąc kilometrów doliny Nilu falą powodziową, która, jak obliczono, jeszcze w rejonie Kairu mogłaby posiadać wysokość 10-11 m. Rozmiar i gwałtowność kataklizmu trudne do wyobrażenia. Szalony pomysł z Wielką Tamą Asuańską jest jak ten ze sztucznie wywołaną zmianą kierunku spływu wód azjatyckich rzek Amu-daria i Syr-daria dla nawodnienia upraw bawełny, skutkiem czego, niemal zniknęło z mapy Jezioro Aralskie.
Dzięki!
Pozdrawiamy
Zespół Sony