Podziel się wrażeniami!
Czy pamięta ktoś scenę z filmu „A view to a kill” (Zabójczy widok), w której James Bond, obracając szkła w okularach przeciwsłonecznych, w jednej chwili zanurza się swym szpiegującym wzrokiem do wnętrza salonu poprzez szyby okien, mimo silnych odbić światła zupełnie zasłaniających widok wnętrza? Wtedy mogło wydawać się, że to jakaś tajemna sztuka rodem z krainy czarów. Dziś już wiemy, że to po prostu filtry polaryzacyjne wywołały ten efekt. A wspomniany fragment filmu skojarzył mi się z pewnym zdarzeniem, o którym teraz opowiem.
Otóż, kiedyś na wycieczce z klubu turystycznego, podczas zwiedzania muzeum miejskiego, w sali, gdzie wystawiano m.in. piękne, stare, bogato zdobione meble, podeszła do mnie koleżanka z nowiutką, grubawą lustrzanką na szyi i zapytała, jak sobie poradziłem ze sfotografowaniem pewnej szafy, bo jej nie wychodzi, ma mocne odblaski. Miałem ze sobą wtedy moją starą Alfę 37.
Pokazałem koleżance na wyświetlaczu, jak to wyszło u mnie. „Ojej, a jak pan to zrobił?” – co zabrzmiało, jak jęk zawodu pomieszany nieco z zazdrością i zaciekawieniem.
Wytłumaczyłem, że mam na obiektywie filtr polaryzacyjny - i w paru słowach wyjaśniłem jego działanie. Demonstracja zmian w obrazie przekonała moją koleżankę, że jednak nie warto posądzać mnie o czary. I wyraźnie widać było, że zapaliła się do myśli o wyposażeniu się w coś takiego. Wskazując jej aparat dodałem, że wypada trzymać klasę na całej linii i jeśli ma fest sprzęt, to filtry powinna mieć z najwyższej półki. Z jej twarzy wyczytałem, że czuła się doceniona za ten „fest” sprzęt. Toteż zaraz dodałem, że czeka ją jednak wydatek, z pozoru spory, ale nie będzie go żałować, gdy zobaczy efekty. No i dobrze jest sobie o tym trochę poczytać…. Do sklepu powinna przyjść przede wszystkim z własną, dobrze ugruntowaną wiedzą i najlepiej najmniej korzystać z porad sprzedawców.
W sumie to i tak był dobry dzień dla mojej koleżanki, mimo, że nie wszystko wyszło jej jak chciała. Jako fotograf przekonała się, że czarów nie ma, a do fotografowania potrzebna jest także wiedza. Dobry aparat to nie wszystko.
Ale moje początki przed laty były podobne. I gdy wtedy już zacząłem sobie o filtrach czytać w literaturze fachowej, to oczywiście trochę zmądrzałem. Trochę…. Reszta przyszła potem.
Obecnie do każdego z moich obiektywów „polowych” mam oddzielny filtr polaryzacyjny i wszystkie są wkręcone na stałe. Ale nawet wtedy, gdy już sobie nabyłem pierwszy filtr, umiejętność jego użycia przyszła dopiero z czasem. A i dziś jeszcze, zdarza mi się, że w pośpiechu popełniam błąd pominięcia filtra.
Dobrym materiałem „dydaktycznym” bywają zdjęcia akwenów wodnych. Poniżej przedstawię kilka z nich, z moich zasobów.
Przełomu Białki – widok w górę rzeki. Lipiec 2016. ILCA-68. SAL18135. Zdjęcie robione pod słońce. ISO100. Filtr polaryzacyjny wytłumił odblaski z wody, a kolory uczynił głębszymi. Przepiękna barwa głębiny wodnej pod skałą.
To samo miejsce przy przełomie Białki - widok w dół rzeki. Lipiec 2016. ILCA-68. Słońce świeci z prawej strony. Efekty filtra polaryzacyjnego te same jak w poprzednim zdjęciu. I uwaga na następne zdjęcie!
Ups! Nie wyszło. Zapomniałem przed naciśnięciem spustu migawki przestawić kąt filtra, bo przed chwilą fotografowałem z kadrem pionowym - i zdjęcie wyszło „zimne”. Błękit nieba odbity w wodzie oraz ciemna zieleń linii lasu na dalekim planie, a poza tym blade niebo – to właśnie efekt błędu ustawienia filtra. I wygląda to tak, jakby trochę błękitu z nieba przeszło na pozostałe elementy kompozycji. Można na chwilę wrócić do wcześniejszego zdjęcia i porównać oba. Niedoskonałości kolorystyczne, będące następstwem tego akurat błędu, można oczywiście próbować naprawiać, ale ostatecznie nie wychodzi to całkiem naturalnie. W jednym miejscu wychodzi lepiej, w innym gorzej. To trochę jak w medycynie: lekarstwo na jedną rzecz pomaga, na inną szkodzi. Najlepiej nie chorować.
Przełom Dunajca. Lipiec 2016 roku. ILCA-68. Piękna słoneczna pogoda. Zdjęcie wykonane ze słowackiego brzegu, w miejscu znanym, jako Skok Janosika. Widoczne w centralnej części kadru rozjaśnienia na rzece to oczywiście resztki po odblaskach, których filtr nie dał rady do końca wytłumić. A jak to samo miejsce wygląda bez filtra, można zobaczyć na następnym zdjęciu.
Przełom Dunajca / Skok Janosika. Koniec września 2012. Alfa-37, SAL1855. Filtr polaryzacyjny miałem…. w torbie. A była piękna słoneczna pogoda, co zawsze dotąd oznaczało, że zdjęcia muszą wyjść super. Brakowało mi doświadczenia, że właśnie im więcej słońca, tym pewniejsza będzie konieczność użycia filtra. A moją Alfę miałem dopiero tydzień. Na zdjęciu sceneria początku jesieni. W klimacie górskim przebarwienia jesienne są bardziej zaawansowane niż na nizinach. Błękit nieba odbity od powierzchni wody zbyt ostry. Ale niektórym moim znajomym to się nawet podoba.
Zamek w Niedzicy. Tradycyjny widok z zapory. Lipiec 2016. ILCA-68. Opis efektów filtra z opisu przełomu Dunajca z lipca 2016 można by przenieść także i tu. „Pełne” kolory, zwłaszcza tafli jeziora i minimalne odbicia od powierzchni wody – to znowu efekt polara.
Zamek w Niedzicy z zapory. Koniec września 2012. Alfa-37, SAL1855. A filtr tego dnia…. nadal leżał sobie w torbie. Porównanie z poprzednim zdjęciem jest analogiczne jak w przypadku obu zdjęć z przełomu Dunajca. Błękit nieba „bije” z wody dość ostro. Na samym początku filtr wydawał się jakby tylko dodatkiem opcjonalnym. Dziś jest stałym elementem obiektywu.
Staw. Arboretum w Rogowie – październik 2015. Alfa-37, SAL18135 z filtrem polaryzacyjnym.
Najbardziej widocznym efektem polara na tym zdjęciu, to ciemna toń wody otaczającej małą wysepkę. Ta niemal czerń – doskonale komponuje się z barwami jesieni. ISO800, to także efekt tego, że słońce w godzinach przedpołudniowych było jeszcze przytłumione warstwą chmur. Choć czas 1/160s wskazuje na to, że w tym akurat miejscu, niezakrytym lasem, można było ISO obniżyć. Nie mam innego zdjęcia tego miejsca, które byłoby przykładem odstawienia filtra, aby porównać efekty. Takie błędy, jak ten z przełomu Białki (2016), zdarzają mi się stosunkowo rzadko, a takie, jak z września 2012 siłą rzeczy już nie pojawiają się w ogóle.
I na koniec chcę pokazać mój ulubiony sposób na pogawędki (ale bez wędki) z tymi, co głosu nie mają, czyli z rybami. O ile w poprzednim zdjęciu polar wywołał efekt mocnego ściemnienia tafli wody, bo w naturze tamtego dnie światła nie było wiele, to obecne jest przykładem czegoś odwrotnego. Wyraźnie widać, że słońce ostro oświetlało płytki stawik, a efektem polara jest niemal absolutny brak odblasków od powierzchni wody (jedynie mdłe punktowe ślady po lewej stronie kadru). Dzięki temu obiektyw jakby „zanurzył się w wodzie. Rybki widać jak na dłoni.
Mam nadzieję, że Czytelnik, który dotąd nie miał własnych doświadczeń z filtrami polaryzacyjnymi, po zapoznaniu się z zarysem moich wspomnień, nabierze zaufania do tego wynalazku, aby wzbogacić nim swoje fotografie (o ile dysponuje aparatem z wymiennymi obiektywami). A te osoby, które z polarem są zżyte na co dzień, przypomną sobie może swoje własne początki. Przecież każdy jakoś zaczynał.
Witaj.
Bardzo fajnie opisujesz swoje doświadczenia z fotografowaniem, bardzo dobrze się je czyta.
W tym tekście chciałbym zwrócić uwagę na dwa stwierdzenia, z którymi się nie zgadzam. z którymi będę polemizował.
"Obecnie do każdego z moich obiektywów „polowych” mam oddzielny filtr polaryzacyjny" - zbytnia rozrzutność. Mając jeden filtr polaryzacyjny (o średnicy największego obiektywu) i przejściówki do pozostałych mogę zaoszczędzić naprawdę dużo pieniędzy (wcześniej pisałeś o filtrach z najwyższej półki i że to są duże koszty i tu się z Tobą zgadzam). Mając powiedzmy 4 szkła to nie kupując filtrów do każdego obiektywu tylko mając jeden i przejściówki zaoszczędzę na kolejne szkło. Ja osobiście jestem zwolennikiem systemu Cokin, z powodzeniem używam go od wielu lat. Jedynie nie udało mi się jeszcze wypróbować z tym systemem mocnych filtrów szarych (mowa o filtrach ND 200, ND 1000 / inne oznaczenie to ND3.0).
Druga sprawa to: "Obecnie do każdego z moich obiektywów „polowych" mam oddzielny filtr polaryzacyjny i wszystkie są wkręcone na stałe". Jestem przeciwnikiem nakręcania szkieł na obiektyw "na zawsze", "na wszelki wypadek" i absolutnie się z powyższym tekstem nie zgadzam. Filtry powinno się stosować wtedy, gdy się chce uzyskać założony efekt. Każdy filtr, każde szkło przed obiektywem to pogorszenie jakości zdjęcia, pogorszenie właściwości optycznych obiektywu. Po założeniu filtra na drodze światła pojawiają się dodatkowe powierzchnie, przez które światło musi przejść. I tu mogą pojawić się bliki, odbicia, rozszczepienie światła i spadek ostrości. Dodatkowo filtr polaryzacyjny zabiera do 2,5 EV światła więc trzeba wydłużyć czas, otworzyć mocniej przysłonę lub zwiększyć czułość.
Oczywiście w podanych przez Ciebie przykładach użycie filtra polaryzacyjnego było jak najbardziej sensowne / potrzebne ale nie widzę sensu aby polar był na obiektywie "na stałe".
W moim tekście nie było specjalnie miejsca na wyjaśnienie, dlaczego mam taki, a nie inny sposób użycia filtrów polaryzacyjnych. To całkowicie wykraczałoby poza formułę mojego opowiadania. Ale skoro zwróciłeś uwagę na te sprawy, to muszę zauważyć ogólnie, że wszystko jest zawsze tylko problemem wyboru. Dotyczy to także kwestii, co używamy i jak, i dlaczego.
Co do uwagi o rozrzutności, to dla moich dwóch aparatów mam zaledwie trzy obiektywy „polowe”, tj. takie, które zabieram w teren (parki, ogrody, lasy, góry, morze, jeziora, miasta, zabytki, muzea, itd.). I każdy z nich wyposażyłem w filtr. Dwa z nich mają rozmiar gwintu 55mm, a jeden 62mm. Poza nimi mam jeszcze dwa obiektywy, ale te trzymam w domu, bo mają inne przeznaczenie, nie „polowe”. I do tych dwóch „domowych” obiektywów żadnych filtrów extra nie mam. Trudno w tych warunkach uznać za rozrzutność fakt, że w jednej torbie mam ILCA-68 z obiektywem o gwincie 62mm oraz dodatkowy z gwintem 55mm, gdy tymczasem w drugiej jest Alfa-37 z obiektywem o gwincie 55mm. Te dwa aparaty mają różne przeznaczenie z uwagi na rodzaj podpiętych obiektywów. I jest tak, że owe torby zabieram ze sobą zazwyczaj oddzielnie i nie mam zamiaru martwić się problemem dziury w pamięci, że przed wyjściem z domu zapomniałem przełożyć filtr 55mm z jednej torby do drugiej. Ta „rozrzutność” to moja wygoda, to komfort i spokój, że nagle w terenie nie zaskoczy mnie brak filtra. Poza tym nie lubię manipulować przy obiektywach właśnie w warunkach „polowych”, gdzie nie trudno o przypadkowe, czy to z własnej przyczyny, czy w wyniku bycia potrąconym, upuszczenie filtra na chodnik, kamienie itp. twarde podłoże. A w tym samym czasie szkło obiektywu jest odsłonięte, co jest dodatkowym dla niego zagrożeniem. A jak zabieram w plener obie torby, to także mam spokój.
Aspekt stosowania przejściówki rozmiarowej, w moich warunkach, nie wydaje mi się udany ze względów czysto praktycznych. Obiektyw o mniejszym gwincie musiałby mieć na stałe wkręconą przejściówkę, co pogrubiałoby go, a w takim razie nie mieściłby się w jego dotychczasowym porcie w torbie. A poza tym wymuszałoby użycie nowego, większego dekielka, bo przecież szkła nie pozostawię bez osłony. I co z osłoną przeciwsłoneczną? I znowu manipulacja filtrem pomiędzy obiektywami, na co zwróciłem uwagę już wyżej. Taka hybryda nie podoba mi się.
Skoro pochwaliłeś moją myśl, aby wyposażać się w filtry z najwyższej półki, to ja dorzucę do tego myśl, aby praktyka była też z tej samej półki, czyli żadnych półśrodków. Obiektywy to produkt dość drogi. Jeśli stać mnie na dodatkowy obiektyw, to stać mnie i na dodatkowy filtr.
Natomiast aspekt spadku jasności układu i inne mankamenty, mogące się pojawić w związku z zastosowaniem filtra polaryzacyjnego, są mi znane. Wziąłem je w rachubę wybierając właśnie Marumi Super DHG, a nie coś innego. Ten typ filtra ma bardzo wysoką przepuszczalność rzędu 99,5% i spadek o 1-1,5 EV (chyba gdzieś przeczytałem o takiej właśnie wartości) - co jest do przyjęcia. A poza tym zawsze jest - coś za coś. Jeśli efekt polara przynosi mi korzyść dla kolorystyki obrazu i jednocześnie mam akceptowalny spadek światła, to ja wybrałem efekt polara.
I jest to tylko część odpowiedzi w kwestii stosowania filtra „na stałe”. Bo poza tym, filtry mają gwint i można je wykręcić, ale mnie to się zdarza raz na wiele tysięcy zdjęć. Kilka razy kiedyś przy zdjęciach nocnych zauważyłem, że pewne ozdoby świetlne gorzej wypadały z filtrem, niż bez. I wtedy filtr zdjąłem. Prawdopodobnie miało to jakiś związek z właściwościami tych źródeł światła. Natomiast, na co dzień, w moich fotografiach króluje otwarty teren oraz specyfika muzeów, a tu odblaski są w zasadzie powszechną regułą. Do zdjęć w domu, gdzie mam oddzielny obiektyw z przeznaczeniem portretowym, filtra używać rzeczywiście nie muszę.
No i na koniec – filtry polaryzacyjne, nawet te najdroższe, kosztują jednak zdecydowanie mniej niż obiektywy. W razie kolizji w terenie, a to nie jest takie niemożliwe tam, gdzie docieram, wolę stracić filtr niż wielokrotnie droższy obiektyw. Nikomu nie życzę, aby przekonał się, że czasem „tanio”, w praktyce oznacza „drogo”.
I dziękuję za przychylne słowo o moim opowiadaniu. Pozdrawiam!